piątek, 30 sierpnia 2013

Domowe wypieki

Kiedyś tam juz sie chwalilam, ze chleb pieczemy sami i dzisiaj postanowiłam, ze pokaże Wam co mi sie ostatnio udało upiec :)

Tak wyglądały bułeczki:


A tak wyszedł chlebek na zakwasie:


Chleb zwykły pszenny na drożdżach:



Wiem chleb nr. 1 wyglada jak ciasto, ale musiałam go włożyć do foremki na tort, bo keksowka okazała sie za mała :) przepisy na te trzy rzeczy znalazłam tu: http://www.mojewypieki.com/ 
Jak zrobic zakwas rownież znalazłam na tej stronce. Powiem wam szczerze, ze w sumie nie jest to nic trudnego, a efekt jest zadowalający. Trzeba byc tylko cierpliwym, a wszystko jakoś sie uda. Bułki wyszły rewelacyjne. Mieliśmy je przez dwa dni. Ale jeżeli ktoś z was sie na nie zdecyduje to polecam dać trochę mniej miodu, bo ja dałam tyle co w przepisie i jak dla mnie były trochę za słodkie. Co do chlebka, to przyznaje sie bez bicia, było to moje drugie podejscie. Pierwszy chleb niestety nie wyrósł zbyt dobrze i zrobił sie twardy. W smaku był dobry, ale zęby trzeba było trochę pocwiczyc ;) główna przyczyna tego był za słaby zakwas. Teraz juz wiem, ze jak jest za słaby można dodać odrobine drożdży, to mu pomoże pracować. Poza tym trzeba byc cierpliwym jeżeli chodzi o samo wyrastanie ciasta. Czasami idzie szybciej, czasami potrzebuje wiecej czasu. A ze u nas w kuchni jest chłodno, ciasto rośnie najlepiej w piekarniku, ktory nastawiam na najniższa temperaturę.
Jeszcze jedna rzecz, która udało mi sie zdokumentowac jest własnoręcznie zrobiony makaron. Tak wyglądał jeszcze nie ugotowany:


A tak z pomidorowka ;)



piątek, 23 sierpnia 2013

Nowozelandzki styl jazdy

Tak jak juz zapowiedzialam w ostatnim wpisie dzisiaj będzie o ruchu drogowym w NZ. Pewnie niektórzy z was sie zastanawiają dlaczego akurat o tym chce pisać, czy nie ma lepszych tematów? Przecież na całym świecie znaki drogowe, a przede wszystkim ich większość wyglada tak samo. Zasady ruchu drogowego sa tez wszędzie mniej wiecej takie same. Chociaż z doświadczenia polecam wszystkim, którzy wybierają sie do obcego kraju i maja zamiar wsiąść za kółko, wcześniej coś na ten temat przeczytać. Pomocne w tym zakresie sa rownież przewodniki, które najczesciej zawieraja najważniejsze informacje na ten temat. 
No właśnie a co możemy sie dowiedzieć na temat ruchu drogowego w NZ? Teraz otwieram swój przewodnik i cytuje - tzn. tłumaczę bo przewodnik mam w języku niemieckim: "w NZ panuje ruch lewostronny, ale mimo wszystko na nieoznakowanych skrzyżowaniach obowiązuje reguła prawej ręki. Znaki drogowe odpowiadają tym międzynarodowym. Pasy zapisany z przodu i z tylu itd." A więc według książki latwizna... Poza tym piszą o tym, ze jest dużo radarow i ze dopuszczalna granica promili alkoholu we krwi wynosi 0,8. A więc piwko można sobie strzelić i jechać, a co najzabawniejsze to słyszałam od ludzi, ze bardzo dużo ludzi wsiada tutaj za kółko pomimo ze sobie wypili, no bo przecież wolno, a nawet czasami sie zdaza, ze sobie piją za kierownica!! Bo dopóki nie przekroczą danej granicy to jest prawdopodobnie ok. Ja nie wiem nie próbowałam i próbować nie zamierzam!

Następna rzeczą, która chciałabym sie z wami podzielić, sa tutejsze ronda. Przed każdym rondem mamy jaki znak? Ustąp pierwszeństwa! A co robi większość tutejszych kierowców? Zatrzymuje sie przed rondem, czyli tak jak by widział znak stopu. Oczywiscie jeżeli znajduje sie jakiś pojazd na rondzie to trzeba sie zatrzymać, zeby mu ustąpić pierwszeństwa - sprawa nie podlega dyskusji, ale jeżeli rondo jest puste to jedziemy a nie stoimy! Wiecie jakie tu sie czasami robią korki przed rondem?? A rondo jako skrzyżowanie z wyspa na środku pwinno ruch uplynnic, ułatwić. Tak samo co uważam za irytujące, to sygnalizownie zjazdu z ronda... Otóż pojazd wjeżdżający na rondo, który chce jechać prosto, nie używa wogole kierunkowskazu. Ten ktory skręca w prawo ( czyli musi przejechać całe rondo, pamiętajmy ze ruch tutaj jest lewostronny, a więc na rondzie patrzymy sie w prawo) włącza kierunkowskaz w prawo. A więc ty jako kierowca samochodu, ktory chce sie włączyć w ruch musisz jakoś wiedzieć skąd jedzie ten inny samochód, tzn. o które prawo mu teraz chodzi. Rzadko kiedy widać kierowcę, ktory poprostu zjezdzajac z ronda, sygnalizuje to włączając lewy kierunkowskaz przed swoim zjazdem. Wtedy zawsze sobie myśle on jest pewnie z Europy :)

Kolejny punkt to autostrady. Dopuszczalna prędkość na autostradzie 100 km/h. To jeszcze można przeżyć, chociaż nie ukrywam, ze uwielbialam znak na niemieckiej autostradzie, który znosi wszelkie zakazy i można śmigac ile sie chce. I wcale nie jestem piratem drogowym, ale w tym momencie poprostu sobie jedziesz i nie patrzysz co chwile na tachometr, zeby tylko nie dostać mandatu ;) a najgorszy jest porządek, a raczej nie porządek na pasach! Bo każdy wali pasem jaki mu sie podoba. Nie ma ze ten prawy to najszybszy, dla pojazdów wyprzedzajacych. Prawym smigaja nawet ciężarowy. No ale co sie dziwić, jak niekiedy sa naprawdę szybsze od osobowek. Gościu ktory chce zjechać z autostrady, a ma do tego jeszcze pózniej pas zjazdowy, zwalnia na autostradzie nawet do 50 - 60 km/h! A podczas największego ruchu średnia prędkość na autostradzie wynosi 30-40 km/h, korkuje sie strasznie! Ale to nie tylko dlatego, ze samochodów jest tak dużo, ale dlatego tez, ze ludziemjezdza jak sieroty i dolega często na pamięć. Tzn jak taki kierowca wie, ze pasy bedą sie za jakiś czas rozdzielać to on juz będzie od poczatku jechać tym pasem na którym pózniej ma zostać.... Co do autostrad to trzeba jeszcze zaznaczyć, ze sa one i to nawet dobrze rozbudowane, ale w sumie tyko w obrębie Auckland. A więc wypad za miasto oznacza korzystanie z dróg szybkiego ruchu, zazwyczaj jednopasmowych. 

Sprawa parkowania i parkingów wyglada następująco. Zazwyczaj gdzie sie nie pojedzie znajdzie sie jakieś miejsce do parkowania. Parkingi płatne sa zazwyczaj w centrum miasta i w dzielnicach, które sa ruchliwe ze względu na sklepy czy tez restauracje. Chociaż muszę powiedziec, ze i tam sie znajdzie coś darmowego. Parkingi sa najczęściej na ulicy, co przy głównych drogach jest bardzo denerwujace, bo to zabiera dwa pasy ruchu!! Zakaz parkowania jest tylko w godzinach szczytu, a więc poza tymi godzinami zamiast czterech pasów, mamy tylko dwa...
Parkingi przed centrum handlowym albo jakimiś supermarketami sa w przeciwieństwie do parkingów w Szwajcarii darmowe i jak dla mnie to zbyt dużo sie na nich dzieje. Bo tak jak na drodze nikomu sie nie spieszy, wszyscy jeżdżą jak chcą, tak na parkingach jak by nagle we wszystkie żołwie drogowe coś wstąpiło i dają czadu. Do tego potrafia byc nie uprzejmii, czego mogłam sie juz pare razy przekonać. Pewnego razu szlam parkingiem, ktory był prawie pusty. Auta stały najbliżej sklepu, a w tej części gdzie ja sie znajdowalam był pusty plac. No i sobie idę w swoją stronę i widzę, ze jedzie samochód, ale sobie pomyślałam, no przecież może mnie ominąć, przecież ma tyle miejsca! A gdzie tam... Babka zaczęła na mnie trafić, wymachwiac rękoma... Szkoda gadać, a z tylu w foteliku siedziało dziecko....

Na zakończenie powiem jeszcze, ze kiwusy zdają sobie sprawę z tego, ze ten ruch jakoś tutaj nie funkcjonuje najlepiej, ale uwaga i to jest najlepsze: cała winę zganiaja na Azjatów :) twierdza, ze to oni nie potrafią jeździć. Nawet dogryzaja im mówiąc, ze najniebezpieczniejsze miejsce w Auckland, to parking pod azjatyckim supermarketem hahaha. Ja powiem tylko tyle, ze po części sie z tym zgadzam, bo niestety Azjaci jeżdżą dziwnie, ale moim zdaniem kiwusy wcale nie sa lepsi i powinni sie wkoncu wziasc za siebie ;)

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Zwariowane parkingi i francuskie jedzenie

Ostatni weekend minął nam szybko, ale spokojnie tzn. bez żadnych większych stresów. Z tego powodu, ze w dalszym ciagu nie mamy samochodu, nie planowaliśmy żadnych dalszych wycieczek albo wypadu na kajak. W sobotę chcieliśmy zrobić trochę rzeczy w domu i pojechać na zakupy spożywcze. Oczywiscie wszystkiego nie udało nam sie zrobić, ale przynajmniej większość :) I tak np. Dominik skosil pól trawnika... Tak tylko pół!! A dlaczego tylko pól? Bo nadzwyczajniej w świecie rozladowala sie bateria w kosiarce, a gościu zapomniał nam dać ladowarki - hahaha. No ale nie ma co ta najbardziej widoczna cześć z tarasu jest skoszona ;) 
Poza tym pomalowal deski juz z jednej i drugiej strony biała farba. Z tych desek ma powstać szafka na buty, która będzie stała przy wejściu do domu. A z tego względu, ze ta szafka ma tez pełnić funkcje ławki, planuje uszyć na nią poduszkę. Tylko ze jak narazie tomsa tylko plany, bo maszyna do szycia jest jeszcze we Frankfurcie, ale miejmy nadzieje, ze pewna sprawa zostanie rozwiązana na dniach i wtedy juz tylko będę czekać na paczkę z Niemiec :) w niedziele deski zostały oszlifowane i pewnie w następny weekend będzie kolej drugiego malowania. Sama za malowanie sie nie zabieram, bo mam zakaz od szefa ;) kto wie, ten wie dlaczego :)
Po południu znajomi pozyczyli nam samochód i wybraliśmy sie na zakupy. Staraliśmy sie zrobić juz na jakiś czas zapasy, bo w sumie dotej pory nie wiemy kiedy dostaniemy nasze auto. A ze nie mamy sklepów pod domem, zaopatrzylismy sie w pare przede wszystkim większych rzeczy. Ale zanim cokolwiek zdążyliśmy kupić, wkurzyli nas ludzie na parkingu. Wszędzie jeżdżą jak by chcieli a nie mogli, nawet po autostradzie, ale akurat na parkingach zawsze im sie spieszy!! No i tak właśnie szukając miejsca do parkowania, postanowiliśmy wjechać na pierwszy i w sumie ostatni poziom parkingu. Juz jesteśmy przy wjeździe a tu nagle widzimy żółta belke, która informuje ze wyższe samochody mogą mieć problem z wjechaniem. I kicha, bo akurat byliśmy busem. Najpierw sie zatrzymaliśmy i zastanawialiśmy czy wejdziemy. Potem chelismy wycofać, ale juz ktoś za nami stał i trabil!! A więc wyszłam zeby zobaczyć czy przyjedziemy czy nie, a tam zdążyły juz trzy samochody sie za nami ustawić no i oczywiscie wszyscy na klakson!! Babka za nami w aucie wymachuje rękoma... Normalnie chamstwo, zamiast pomoc to ci jeszcze dokopia. No i zeby to jeszcze nie wiadomo jak dlugo trwalo... Ale okazało sie ze sie zmiescimy wiec Dominik pojechał dalej i bylo po krzyku. Najlepsze było to jak sie okazało, ze ten parking wcale nie jest zadaszony... Ani metra dachu, nigdzie. Także nie wiem po co te belki na dole wisiały?? Pisząc ten wpis właśnie wpadło mi do głowy, ze muszę napisać post o kiwuskiej jeździe :) o tak następny post będzie właśnie o tym! W sam raz coś dla mojego taty ;)

W niedziele umowilismy sie na brunch z nasza była wspollokatorka. Betty odebrała nas z domu i pojechaliśmy na francuski targ. Było fajnie, dobre jedzenie i slodziutkie bułeczki na koniec. Ale oczywiscie drogo - tak jak wszystko co europejskie... Nigdy nie myślałam, ze kiedys wyląduje w kraju, w którym do tej pory znane produkty bedą takie drogie, takie delikatesy ;) korzystając z ładnej pogody pojechaliśmy po jedzeniu na plaże. Zrobiliśmy niezły spacerek wzdłuż wybrzeża. Pogoda była naprawdę super, aż nawet za gorąco, na to jak byłam ubrana. Wogole juz od jakiegoś czasu powietrze jest takie wiosenne, czyżby wiosna sie zbliżała? Popołudniu wybraliśmy sie jeszcze do outlet center na małe zakupki. Każdy z nas coś dla siebie znalazł, a więc zmęczeni po całym dniu chodzenia, ale uradowni wróciliśmy do domku.

środa, 14 sierpnia 2013

Znaleźli!!!

Sluchajcie, wczoraj zostaliśmy poinformowani, ze znaleźli nasz samochód!!! Normalnie bardzo sie cieszę, bo na sama myśl o szukaniu nowego auta robiło mi sie nie fajnie. 

Za dużo na temat samego samochodu jeszcze nie wiemy, bo go nie widzieliśmy. Jedno jest pewne, a mianowicie to ze go odzyskamy. Sprawa wyglada tak, ze po zgłoszeniu kradzieży policja ma 10 dni na jego znalezienie. Po tym czasie, jeżeli nie zostanie znalezione, ubezpieczenie wypłaca kwotę, na która auto było ubezpieczone minus kwotę, która podaliśmy w umowie, ze w razie jakiejś szkody, ubezpieczenie pokrywa koszty dopiero od jakiegoś progu. W naszym przypadku było to 750 NZD. Jeżeli samochód zostanie w tym czasie znaleziony, wraca do właściciela. Po tym czasie staje sie własnością ubezpieczalni i w razie jak go odzyskają, wystawiają na aukcje. U nas w sumie minęło juz 10 dni, ale ubezpieczalnia sie z nami skontaktowala i powiedzieli, ze oni nam oddadzą ten samochód. Powiedzieli tez, ze żadnych większych zniszczeń nie ma. A przynajmniej na pierwszy rzut oka nic nie widać. 

Teraz czekamy na kolejny telefon, zeby sie umówić na oglądanie naszej zguby. Wtedy tez będziemy mogli zgłosić wszelkie usterki, te które powstały przez kradzież, ponieważ ubezpieczalnia ma pokryć wszelkie koszty naprawy. Ja jednak trzymam kciuki, zeby za dużo tych zniszczeń nie było, bo nie chciałabym sie znowu z tym autem rozstawac ;) nigdy nie wiadomo co na tych warsztatach może sie stać haha. No i jestem jeszcze ciekawa czy jest radio, nasza lampa na biwak, mała latarka i okulary słoneczne Dominika, bo te rzeczy w sumie zostały w bryczce. Tak samo nie wiemy czy złapali tez złodzieja, jeżeli nie to mam nadzieje, ze kiedyś mu sie noga podwinie i jeszcze za to jakoś odpokutuje. Wogole zostało znalezione w Manukau, a to jest tak może ja wiem, 15-20 minut jazdy autem od nas...
Jeszcze słówko co do samej kradzieży auta. Po tym incydencie dowiedzieliśmy sie od paru ludzi rożnych rzeczy. Miedzy innymi często bywa tak, ze auta są tutaj kradzione, zeby sie poprostu gdzieś przejechać, albo w celu napadu na np. bank, dom, bo wtedy tez jest potrzebny jakiś transport. Niektórzy nam mówili, ze pewnie nasza bryczka znajdzie sie gdzieś na plazy... Wogole byliśmy tez bardzo zdziwieni sama kradzieżą, bo przecież to nie była żadna super szpanerska bryka, u nie jednych sąsiadów widziałam lepsze, no ale cóż, poprostu mieliśmy pecha.

Dziękuje wszystkim za miłe słowa i proszę o trzymanie kciukow, zeby sprawa sie jak najszybciej załatwiła :) 

czwartek, 1 sierpnia 2013

Jest zbrodnia, mam nadzieje, ze tym razem będzie i kara!!

Jestem zła :/ i to nawet bardzo, więc postanowiłam sie z Wami tym podzielić, może mi ulży. 
Wyobraźcie sobie ze w nocy z wtorku na środę ukradli nam samochód!!! Normalnie bandyci są wszędzie nawet na końcu swiata.... I ja nigdy nie życzę innym źle, ale tym razem mam nadzieje ze ci złodzieje, a także i wszyscy inni dostaną za swoje! 
Jak tu sie nie wkurzyc, kiedy człowiek pracuje całymi dniami, często na maksymalnych obrotach i w pełnym stresie, zeby zarobić ta kasę, za która może sobie na coś pozwolić i np kupić samochód, a tu sie znajdzie jakaś cholera która sobie poprostu weźmie nie swoją własność.... Do roboty mogliby sie wziasc, jak każdy inny normalny człowiek, a nie sobie tak poprostu coś przywlaszczyc!
A wogole było to tak. We wtorek wieczorem zauważyliśmy, ze na naszym podwórku stoi jeszcze jedno auto, taki bus. Trochę nas to zdziwiło, ale ze widzieliśmy, ze u sąsiadów są goście stwierdziliśmy, ze to bus naszego sąsiada. Trochę dziwne, ze tak sobie zaparkowal i nawet nic nie powiedział, no ale niech mu będzie. Akurat wtedy nie było nam potrzebne jeszcze jedno miejsce. W sumie juz nie pamietam czy o tym pisałam, ale za naszym domkiem jest jeszcze jeden, z którym mamy wspólny wjazd, tylko ze on ma dwa parkingi na górze przy swoim domu. Przez to tez w sumie nie mamy bramy i tak naprawdę każdy sobie może wejść na podwórko, no i tez wszystko widać z ulicy. I tak juz od pewnego czasu myśleliśmy o tym zeby zamontować kamerę, ale zawsze to sie jakoś przekladalo na potem... Tym bardziej, ze alarm mamy tylko w mieszkaniu, a w garażu juz nie.
No ale wracając do tematu. W środę rano wstajemy i idziemy, Domino do łazienki ja do kuchni. Wychodząc z sypialni i przechodząc przez przedpokoj jak zwykle patrzyłam na podwórko (drzwi wejściowe mamy z szyba) no i aż mnie zatkalo. Patrzę a tu tylko samochód naszych znajomych stoi. Po naszym aucie i po tym busie ani śladu!! No to w bieg do łazienki i mówię do Dominika, ze naszego auta nie ma, a on na to: jesteś pewna? No to ja jeszcze raz na przedpokoj, bo sobie pomyślałam, ze moze faktycznie mi sie coś przewidzialo, ale auta niestety dalej nie było.... No i oczywiscie zaczęło sie plucie sobie w brodę, dlaczego zesmy wieczorem nie sprawdzili tego innego busa. Co to stało za auto pod naszym domem? Zadzwoniliśmy na policję, podaliśmy wszystko co trzeba było, i stwierdziliśmy ze pójdziemy do sąsiada zapytać sie czy to może jednak jego bus był. No i okazało sie ze faktycznie to on tam stał, ale pózniej tez przeparkowal, ale wtedy nasze auto jeszcze tam stało. Przynajmniej nie musimy byc aż tak na siebie źli, ze nie poszliśmy zobaczyć co to za samochód. No i całe szczęście, ze auto naszych znajomych jeszcze tutaj stoi...
Jedyna dobra wiadomość w tym dniu była taka, ze ubezpieczenie auta kryje tez i kradzież... No ale teraz oznacza to dla nas cała akcje szukania od nowa... I pytanie czy znajdziemy jeszcze takie auto? Bo to była bardzo dobra oferta. Poszukiwanie dobrej kamery juz sie rozpoczęły, i mam nadzieje, ze zaniedlugo coś zamatujemu, to będziemy sie czuć bezpieczniej.
W tej całej sprawie najsmieszniejszy był mój sen. Bo właśnie w ta noc mi sie śniło, ze gdzies zaparkowalam samochod i nie mogłam go pózniej znaleść. Biegłam i szukałam po wszystkich piętrach i nic....