sobota, 7 września 2013

Zguba wkoncu w domu :)

W zeszły poniedziałek Dominik wrócił z pracy z nasza zguba ;) samochód po dwóch tygodniach naprawy był do odebrania. Wszystko co miało byc zrobione - zostało zrobione, a nawet wiecej, bo mieli zalakierowac pare zadrapan, a pomalowali chyba caly samochód. Koszty ponosi ubezpieczalnia, więc my sie cieszymy, bo bryczka wyglada jak nowa.

Tak więc od tygodnia jesteśmy znowu zmotoryzowani :) tzn Kacha juz obleciala pare sklepow i jeszcze pare stoi na liście. Poza tym wybrałam sie na kolejny kurs angielskiego, ktory jest darmowy i polega na tej samej zasadzie co ten pierwszy. Tzn jest grupka ludzi, którzy kształcą sie na nauczycieli języka angielskiego jako jezyka obcego oraz my uczniowie. Oni maja możliwość zrobienia praktyki i poznać w ten sposób metodę nauczania, która im odpowiada, a my uczymy sie języka. Zajęcia odbywają sie na uniwerku (w sumie po polsku nazwałbym to bardziej Politechniką) dwa razy w tygodniu, po dwie godziny. Wielkość grupy zależy od dnia, bo nie zawsze wszyscy przychodzą, ale jest nas tak 10-15 osób. Kserowki rownież dostajemy za darmo i nie musimy kupować żadnych książek. 

Jak juz jesteśmy przy nauce języka to powiem, ze chodzę na jeszcze jeden kurs w piątki. Ten kurs jest zupełnie inny i myśle, ze w sumie nie zyskuje tam dużo, ale cóż zawsze to jakiś kontakt z innymi ludźmi. Zajęcia odbywa sie w community center. Przeważnie każda dzielnica w Ackland ma taki "dom" gdzie znajduje sie biblioteka i w którym odbywają sie rożne zajęcia dla mieszkańców, np. yoga, zumba, przeróżne kółka dla dzieci jak i rownież coś dla seniorów. Często takie zajęcia nie kosztują dużo, jakaś symboliczna suma, a resztę dokłada państwo. Ja za angielski płace 40 NZD (dwa miesiące). Przez dłuższy czas byłam tam najmłodsza... Alez było moje zdziwienie kiedy przyszłam na zajęcia, a tam okazuje sie ze średnia wieku to 60+, a 98% uczniów to Azjaci haha. Ale nic jest bardzo miło, wszyscy traktują mnie jak dziecko :) i sie o mnie troszcza. A jakoś dwa tygodnie temu doszła do nas dziewczyna, która jest młodsza ode mnie, także nie jestem juz jedyna :) Bardzo miła Koreanka, z która spotkałam sie tez juz pare razy poza kursem. Wracając do kursu, to w sumie tutaj nie dostajemy żadnych kserowek, tylko nauczycielka cały czas smaruje coś na tablicy. Wogole jest trochę niezorganizowana, bo jakoś nigdy nie wyrobimy sie z tym co sobie zaplanowała. Ale trzeba jej wybaczyć, tez kobiecina juz starsza i robi to dobrowolnie, a przede wszystkim grupę mam wygadana i zawsze jakoś temat zejdzie na coś innego, np. a jak to jest w Chinach, albo dzieci, wnuki itd ;) po godzinie mamy przerwę na herbatę, kawusie i ciasteczka, a czas mija - o tyle dobrze, ze w miłym towarzystwie :)