niedziela, 5 maja 2013

"You are so beautiful"

Witam wszystkich po dluzszej przerwie :) troche czasu mnie tu nie bylo, ale to
 przez to, ze zaczelam chodzic na angielski. Zajecia mam codziennie w miescie od 14 do 16 a to oznacza, ze wychodze ok 12:30, zeby punktualnie i bez pospiechu byc na uniwerku. Dojazd zajmuje troche czasu, bo najpierw ide na przystanek 20 minut, nastepnie jazda autobusem tez trwa ok 20 minut i dojscie ze stacji do uniwerku zajmuje kolejne 20 minut... Oczywiscie moglabym wziasc jeszcze dwa autobusy i byloby moze krocej, ale o wiele drozej... A tak ze narazie pogoda jest dobra, robie sobie dluzszy spacer. Po kursie odbiera mnie Dominik i razem jedziemy do domu.

Kurs w sumie mi sie podoba. Tzn grupa i nauczyciele sa weseli, a wiec zawsze sie z  czegos posmiejemy. W grupie jest ok 15 osob, czasami mniej czasami wiecej, z czego wiekszosc pochodzi z Chin i Tajwan. No i wlasnie taka jedna pani z Tajwan ok 60-tki podeszla do mnie na pierwszych zajeciach i powiedziala: "Hello, what's your name? You are so beautiful, where are you from?" haha bardzo sympatyczna pani ;) Wogole musialam sie troche nagimnastykowac, zeby wytlumaczyc niektorym gdzie jest Polska... Na szczescie znalazlam mape swiata na scianie :)

Z Europy jest jeden francuz (bardzo wysoki z zawodu kucharz - jak go zobaczylam to odrazu pomyslalam o Tobie Beatko ;)), ja i nauczycielka z Niemiec... Po ostatnich zajeciach troche sobie z nia "poszprechalam", i stwierdzilysmy, ze po zakonczeniu kursu pojedziemy sobie na kawusie. Tak wogole to smiesznie bylo uslyszec jak ktos mowi no i oczywiscie samemu rozmawiac po niemiecku ;) kurs jest ogolnie darmowy, dlatego tez robie go w miescie, bo w sumie moglabym tez chodzic gdzies blizej domu, ale nauka jezyka angielskiego wcale nie jest taka tania w tym kraju. Haczyk w tym wszystkim jest taki, ze nasi nauczyciele jeszcze tak naprawde nie sa nauczycielami. Dopiero sie tego ucza i to jest w sumie taki trening dla nich. Poza tym nie musialam kupic zadnej ksiazki, tylko dostajemy od nich kserowki. No i tak mam jakies zajecie dzien w dzien jeszcze przez dwa tygodnie, a pozniej sie zobaczy, moze pojde do jakiejs innej szkoly.

W miedzy czasie bylismy na kolejnej wycieczce. 24.04 w czwartek bylo swieto a ze Dominik dostal tez wolny piatek pojechalismy na Waikato (na poludnie). Waikato - teren jest znany z filmow "Wladca pierscieni" i "Hobbit". Nawet myslelismy zeby pojechac do tej wioski, ale ze wstep jest drogi zrobimy to moze innym razem, jak znajdziemy jakies znizki na necie. I tak pierwszym naszym celem byla miescina Raglan, w ktorej znajduje sie super spot na kite surfing. Oczywiscie spedzilismy tam prawie dwa dni, pewnie wiecie dlaczego ;) ale bylo fajnie. Miasteczko jest przyjemne, takie male z jedna glowna ulica gdzie jest pare sklepow, knajpek i barow, a plaza jest ogromna! Nastepnego popoludnia wyruszylismy dalej na poludnie i po drodze ogladalismy super wodospad Bridal Veil Falls - tym rem naprawde robil wrazenie! W sumie planowalismy dojechac do New Plymouth, ale ze kajtkowanie troche dluzej zajelo, zatrzymalismy sie na noc w innej mejscowosci, gdzie trafilismy na bardzo stary plac campingowy. W sumie moze nawet i nie stary, ale lazienki i kuchnia wygladaly tak jak by wlasciciel przejal toalety publiczne, kawalek parku i zrobil z tego camping na pare aut... New Plymouth jest troche wieksza miejscowoscia na zachodnim wybrzezu polnocnej wyspy, w ktorej zaczyna sie Surf Highway 45 - trasa surfingowa idaca wzdluz wybrzeza, i z ktorej jest bardzo ladny widok na mt Taranki (gora a w sumie wulkan).

4 komentarze:

  1. fajnie sie czyta,Jowita nam juz wczoraj przeczytala u niej przy grillu,pozdrowionka

    OdpowiedzUsuń
  2. You are so beautiful-hi hi;-) to masz po mnie

    OdpowiedzUsuń
  3. korzystając z okazji,ze się do kompa dopchałam ( nie wiadomo kiedy będzie następna okazja :):) pozdrawiam podróżników (New Zealand ) oraz grill-owników :):)
    p.s. tak Jovi obydwie jesteście so beautifull :):):)

    OdpowiedzUsuń