czwartek, 11 kwietnia 2013

Troche tego, troche tego :)

Pranie zrobione, lista zakupow przygotowana, a wiec zabieram sie za pisanie ;) Myslalam, ze uda mi sie czesciej pisac, zeby te posty nie byly takie dlugie, ale jakos to mi nie wychodzi... ten czas tak szybko leci. A ja w miedzy czasie jak zwykle znajde sobie cos do roboty. Aktualnie zajmuje sie szukaniem nowego mieszkania, co jest niezwykle czaso- i nerwochlonne ;). Tym razem szukam czegos tylko dla nas, bez wspollokatorow. Pomalu zaczynam tesknic za mieszkaniem w Zürichu... swoj porzadek, swoje zasady i moja kuchnia! Tak wiem zycie na stancji ma tez swoje plusy, ale ja niestety naleze do grupy ludzi, ktora widzi wiecej minusow takiego mieszkania.

Jezeli chodzi o koszty mieszkania w Auckland, to sa dosyc wysokie. Za domek, tak do dwoch sypialni, czyli w sumie trzy pokoje z salonem, kuchnia, lazienka trzeba zaplacic miedzy 300 a 500 nzd tygodniowo - oczywiscie sa tez drozsze oferty, ale te mnie nie interesuja ;P. Koszty dodatkowe takie jak prad, woda, koszenie trawy, czasami sa juz w cenie,a czasami za dodatkowa oplata. Oczywiscie telefon czy internet placi sie osobno, a to tez do taniochy nie nalezy. Jezeli chodzi o abonament na internet i komorki z tego co pamietam w Niemczech sa o wiele lepsze oferty na rynku. Ogrzewania centralnego w sumie nie widzialam w zadnym domu. Tutaj ludzie kupuja grzejniki na prad... a wiec zima trzeba uwazac, bo rachunek za prad w tych miesiacach moze byc wysoki. Co mnie tez troche denerwuje to to, ze w ogloszeniach nie jest podana wielkosc mieszkania tylko ilosc pokoi, i tak widzielismy juz pare miejsc, ktore odrazu odpadly ze wzgledu na brak miejsca. Np. w ogloszeniu jest podane mieszkanie z dwoma sypialniami - czyli w sumie trzy pokoje, bo jeszcze salon - no wiec my jedziemy, ogladamy a to wszystko jest minimalistyczne! I do tego w piwnicy, ze w mieszkaniu jest w sumie ciemno i zimno, albo przebudowany motel... Oj latwo nie bedzie...

I tak odbiegajac od tematu poszukiwania mieszkania pochwale sie pierwszym wypadem poza Auckland :) Trzeba bylo wykorzystac Dominika ostatnie dni bez pracy. Po pierwszej nocy na terazniejszym mieszkaniu, wybralismy sie na trzydniowa wycieczke na Bay of Islands (Northland). Wypad byl naprawde fajny i przy okazji moglismy przetestowac swiezo kupiony samochod ;) W pierwszy dzien dojechalismy do Whangarei, gdzie tez spedzilismy noc. Bardzo fajne miasteczko, super CZYSTY motel (z tego ucieszylam sie najbardziej po pierwszym szoku jaki doznalam w tym domu) i przyjazny wlasciciel. Nastepnego dnia ruszylismy dalej na polnoc. Po drodze widzielismy jeszcze pare ciekawych miejsc, miedzy innymi kolejny wodospad. W Paihia wypozyczlismy kajak na pol dnia i poplywalismy sobie w tej zatoce. Bylo pieknie!! Ale tez ciezko, bo akurat zerwal sie wiatr i byly fale, co nie ulatwialo plywania... no ale za to miesnie mi urosly i teraz nikt mi nie podskoczy - haha ;) najlepsze jest to, ze w tej zatoce jest mnostwo malych wysepek, na ktorych sa bezludne plaze. I tak mozna sobie robic przerwy i cieszyc sie widokami. Na noc pojechalismy do kolejnej miejscowosci Kerikeri. Tym razem nocowalismy na polu campingowym w kabinie. I tutaj przygoda zaczela sie od niemilego wlasciciela... Tzn dojechalismy na to pole pol godziny po zamknieciu biura, ale ze na drzwiach wisiala kartka, ze w pozniejszych godzinach mozna dzwonic do drzwi, to zadzwonilismy. No i czekamy, a tu wychodzi wkurzony gosciu. Okazalo sie, ze odciagnelismy go od stolu, no ale skad moglismy wiedziec, ze on akurat je... i tak uslyszelismy, ze u niego w kraju tak jest, ze ludzie wczesniej rezerwuja sobie miejsce do spania, a nie tak sobie przyjezdzaja i to jeszcze za pozno!! Moze w Auckland ludzie pracuja 24 h ale nie w Kerikeri itd... Nagadal sie dal nam klucz do kabiny i poszedl dalej jesc. Wogole juz mialam ochote mu podziekowac i pojechac dalej, ale Domino cierpliwy czlowiek, pozwolil sie gosciowi wyzalic ;) Ok a wiec dalej jest noc, spimy. Nagle o 2 w nocy pobudka!! Smiechy, chichy, szuranie krzeslami, muza - impreza. Sasiedzi obok wrocili... Masakra. No i cierpliwosc Dominika sie skonczyla... poszedl zeby ich uspokoic, problem byl ze oni byli oczywiscie nawaleni, wiec latwo nie bylo. Jeden byl nawet agresywny, bo przeciez on zaplacil, zeby sie dobrze bawic! ale po dluzszej rozmowie poprostu sobie poszli imprezowac na swietlice, jakby nie mogli tak odrazu... Odrazu przypomnial mi sie nasz wypad do Amsterdamu jak ludzie przenosili namioty - hahaha - tylko ze my domku nie moglismy sobie tak poprostu przeniesc ;) Nom i po tak burzliwej nocy spedzlismy troche czasu na eleganckiej piaszczystej plazy. W poludnie uderzylismy w droge powrotna, zeby w miare dojechac do domu, bo od poniedzialku Dominik zaczal prace.

Pozdrawiam :)

5 komentarzy:

  1. no,no mala jeszcze troche i bedzie z tego fajna ksiazka,pozdrowionka

    OdpowiedzUsuń
  2. Podpisuje sie pod powyzszym komentarzem... Smialo moze wyjsc z tego ksiazka pod tytulem: "Pamietniki z podrozy" lub cos w tym stylu... hehe

    Pozdrawiamy Was serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ooooo, jakie ladne foto wstawilas;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. fajnie się czyta :) no i fotosy są :)

    OdpowiedzUsuń