piątek, 22 marca 2013

Najtrudniejszy jest poczatek

W mysl tego, ze najtrudniejszy jest poczatek, zaczne moze od tego, ze wszystkich Was bardzo serdecznie pozdrawiam i przepraszam, ze to tak dlugo sie nie odzywalam... Ale jakos trudno bylo mi sie zabrac za to pisanie...

No ale koniec z leniuchowaniem ;) Zabieram sie do roboty i postaram sie jak najlepiej opisac ten nasz "nowy poczatek", a mianowicie wyprawe do Nowej Zelandii. Dla tych niewtajemniczonych - nie jest to moja pierwsza przeprowadzka do nowego kraju. Po maturze wyemigrowalam do Niemiec, gdzie studiowalam pedagogike ogolna, a w miedzy czasie mieszkalam 1,5 roku w Zürichu. No i 27.02.2013 wyladowalam w Auckland. Sama pewnie nie wpadlabym na taki pomysl, ale moja szalona druga polowka juz od dawna o tym marzyla, a wiec postanowilismy sprobowac. Czego sie nie robi dla milosci? ;)

Dominik jest tutaj troche dluzej ode mnie, tzn. przylecial na poczatku stycznia. Zamieszkal na stancji z trzema innymi osobami (jedna kobieta i dwoch mezczyzn). Oferte znalazl jeszcze w Niemczech przez internet, takze w sumie nie wiedzial co go tak naprawde czeka, ale w sumie mial szczescie, bo trafil na bardzo fajnych ludzi (wiekowo tez ok miedzy 35 a 45), ktorzy mu na poczatku duzo pomogli. Przez nich poznal jeszcze innych ludzi no i oczywiscie obyczaje jakie tutaj panuja. Wakacje przez dwa miesiace mial napewno udane, bo w sumie zawsze jak rozmawialismy, byl zadowolony i duzo opowiadal :)

No i pozniej przylecialam ja. Moj lot byl dlugi i zaczal sie troche stresujaco, bo pani na lotnisku we Frankfurcie nie mogla zrobic do konca mojego check-in, przez co tez nie mogla mi wydrukowac biletu na polaczenie z Kuala Lumpur (tam mialam przesiadke) do Auckland... Stwierdzila, ze problem moze byc w tym, ze nie mam biletu powrotnego do Frankfurtu tylko do Sydney, a do Australii jest potrzebna wiza turystyczna, ktorej ja jeszcze nie mialam... Ze swoja kolezanka z pracy stwierdzila jednak, ze mnie puszcza, a o reszte niech sie martwia na miejscu... To bylo dla mnie troche zaskakujace, ale po dalszej rozmowie troche sie uspokoilam, bo w sumie z wiza turystyczna do Australii dla Polakow nie ma tak naprawde zadnego problemu. Trzeba tylko wypelnic wniosek w internecie i w ciagu paru dni wiza jest... no ale wiadomo - urzedy. A wiec polecialam. Siedzialam w srodkowym rzedzie przy przejsciu, a miejsce obok mnie bylo wolne. Praktyczne, bo moglam sobie tam rzezy polozyc. Ze wzgledu na pogode mielismy godzinne opoznienie... A ja mialam tylko 2 godziny czasu na lotnisku Kuala Lumpur. Po 11 godzinach lotu wyladowalismy. No i Kacha w bieg ;) przeciez musialam jeszcze isc po bilet do okienka. I zanim je znalazlam tez troche czasu minelo, a tu kolejna niespodzianka - kolejka do okienka... o 8:50 ich czasu mieli zamykac gate a Kasia o 8:40 jeszcze stala w kolejce. Nie wiem o ktorej wkoncu dostalam ten bilet, bo od 8:40 przestalam sie patrzec na zegarek, ale pani grzecznie i z usmiechem na ustach poprosila mnie, zebym sie pospieszyla. A wiec Kacha znowu w nogi i zgrzana na calego dotarla do samolotu. Jak dotarlam na swoje miejsce zobaczylam, ze jest zajete. Gosciu (jak sie pozniej okazalo hiszpan) sobie bardzo smacznie spal i na dodatek zabral moja poduszke! Zdenerwowalo mnie to, bo nawet nie raczyl sie zapytac, nawet sie nie obudzil... Na poczatku chcialam go obudzic, ale sobie pomyslalam, ze w sumie moge siedziec w przejsciu, a co do poduszki to dostalam o wiele lepsza od swojej mamy (jeszcze raz dzieki mamo) :P. Jak juz sie usadowilam, to koles sie obudzil i wtedy mu powiedzialam, ze zajal moje miejsce, a co? Byl bardzo zdziwiony, az sprawdzil bilet i sie zapytal czy chce sie zamienic, ale mu powiedzialam, ze narazie moze sobie tam spac. No wiec poszedl spac, i nawet nie przeprosil :/ No i tak na marginesie to dobrze, ze nie poszlam na to swoje miejsce, bo on wiekszosc czasu spal i tylko raz wyszedl ze swojego miejsca!! Jak bym tak miala tyle czasu tylko siedziec, to chyba znioslabym jajko ;) Oba loty byly dlugie, ale ok - przezylam :) i przede wszystkim bylam nastawiona na tak dluuuugi lot, wiec nie patrzylam co chwile na zegarek i jakos zlecialo. Obejrzalam chyba 4 filmy, sluchalam muzyki, czytalam ksiazke i gazete, a w drugim samolocie w sumie duzo spalam. Po 24 godzinach bylam w Auckland. Cala przeprawa na lotnisku z kontrolami przeszla dosyc sprawnie. Nie zadawali zadnych pytan w sensie po co przylecialam, dlaczego sama i dlaczego bilet powrotny mam do Sydney itd. W sumie po 40 czy 50 minutach bylam po wszystkim. A te slynne pieski, ktore pracuja na lotnisku sa niezle. Obok mnie szla jakas para (chyba chinczycy) i dwa takie pieski lecialy za babka, ktora miala cos w torebce. A ze ja bylam obok to sie przestraszylam, ze moze one ode mnie cos chca ;) ale mnie puscili dalej.

Po drugiej stronie czekal na mnie Dominik :) ale bylam szczesliwa jak go wkoncu zobaczylam, nie ma lepszej sceny romantycznej w zadnym filmie :) a do tego przygotowal kartke z napisem welcome Kasia... Dzieki tej kartce go wogole poznalam, bo w sumie przez to slonce wyglada teraz jak maori - hahaha.
Jak juz sie pozbieralismy pojechalismy do domu. Mimo, ze w aucie sie rozbudzilam, marzylam o prysznicu i lozku, zeby moc wkoncu wyprostowac nogi. Dotarlismy ok 2:30 na miejsce...

Co jak wygladalo i jakie na mnie zrobilo wrazenie napisze w kolejnym poscie... A tym czasem czekam na wiadomosci od Was. Komentarze sa tez mile widziane.

Pozdrawiam
Kropeczka ;)

4 komentarze:

  1. Powodzenia Kasienka!!!

    Tesknimy za Wami ...

    OdpowiedzUsuń
  2. mala,jak tylko tata rano zobaczyl ten poemat to szybko z zapartym tchem przeczytalam nam wszystkim (Krystian,tata,ja no i oczywiscie Mika)bardzo sie ucieszylismy,ze tak duzo napisalas milo sie czyta,u nas wiosna przez szybe (sloneczko)ale na dworze zimno,tylko bez sniegu,buziole

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej Kropeczka:) robi wrazenie! Moc usciskow dla was:) no i czekam na ciag dalszy:):)

    OdpowiedzUsuń
  4. hurra hurra bedziesz pisała bloga...
    czekamy z zapartym tchem na cd
    kuzynostwo z b.d
    buziaki

    OdpowiedzUsuń